Tak Cię wyrywali, Synku…

przez admin

Armisiek, kochany Synku. Tak było w ostatni dzień razem. Tak Cię wyrywali z moich rąk…

Czułem bicie Twojego serca. Waliło, jak u małego zwierzątka. Słyszałem Twoje myśli. Czułem Twój ból. Czułem go podwójnie, bo był też mój własny. Tak samo niewyobrażalny…

To było nierealne jak piekło. I tak samo jak piekło – wbrew wszelkim prawom ludzkim i boskim. A szczególnie ludzkim…

Najpierw obejrzyj. Przypomnij sobie. Szczególnie zwróć uwagę na końcówkę filmu. Pamiętasz? Wracaliśmy wtedy z parku. Po drodze niosłem Cię na barana, a Ty byłeś tak wysoookoooo! I bardzo się cieszyłeś. Gdy weszliśmy już na naszą uliczkę, biegłeś przede mną uśmiechnięty i radosny jak zwykle. Rozmawialiśmy o tym, jak piękny dzień był i co zjemy pysznego… Nagle odwróciłeś się, pocałowałeś mnie w brzuch (tak, tak! :-)) i powiedziałeś swoim cudownym, ogrzewającym serce głosem:

– Armiś szczęśliwy!

Ale w tym filmie to tylko dograna scena na koniec, żeby pokazać, żeby pamiętać, jak cudownie było nam razem, jak cieszyliśmy się każdą chwilą, i jaki byłeś wspaniały, jak Ci było dobrze… Żeby pokazać co zostało zniszczone i co mordercy zabili… i jak…

Twój krzyk było słychać daleko…

Wszystko było bestialskie… brutalne… bezprawne… Powinno to się odbyć zupełnie inaczej. Powinny były być Social Services. Pownien był być kurator z Caffcass. Powinna była być mama… szczególnie ona. Ale ona… stchórzyła! Nie było nikogo. Za to była czwórka gliniarzy, w tym sam superintendent czyli komendant główny się pofatygował (bo sprawa była „uszyta” odgórnie politycznie jak się potem dowiedziałem od kilku posłów, ale o tym piszę w innym miejscu) i brał w tej zbrodni udział. A wyrywał Cię z moich rąk naćpany gliniarz… Tylko że… zgodnie z prawem gliniarz nie ma prawa nawet dotknąć dziecka! Nie może!!! A jednak to zrobili…

Zabrali Cię. Twój krzyk rozrywał mi duszę, rozrywał mi na kawałki głowę i serce… Rozrywał mi całe ciało… Nie mogłem nic zrobić… Skuli mnie i nie mogłem nic zrobić! Myślałem, że oszaleję z bólu i rozpaczy… Twój ból rozrywał mnie całego na kawałki…

Wzięli mnie na komisariat i zaczęli czytać dopiero wtedy zarządzenie sędziego. Chcieli mnie ewidentnie przetrzymać i szukali pretekstu, żeby to zrobić. Ale nie mieli za co! W ogóle jakby byli bardzo zdziwieni, że jestem taki wyważony i że… nie jestem „potworem” i zachowuję zimną krew! Byli zdziwieni, jakby spodziewali się zupełnie czegoś innego! A wiesz, dlaczego? Bo… twoja mama musiała jakoś usprawiedliwić swoje bestialstwo i się „wybielić”, więc za namową osób trzecich naopowiadała wszystkim kłamliwych idiotyzmów o mnie! A tu nagle zobaczyli prawdę, że jestem spokojny, a przede wszystkim że Ty chciałeś ze mną zostać, że prawda jest zupełnie inna niż to, co im nawciskali! Ale… już nas bezprawnie zgarnęli i nie chcieli wyjść na idiotów zrobionych w wała przez trzy psychopatki! A przede wszystkim… mieli taki rozkaz, żeby mnie pod jakimkolwiek pretekstem zatrzymać… Więc… Czytali, czytali, i nie znaleźli niczego, bo żadnego prawa nie złamałem w ogóle, żadnego zakazu ani nakazu sędziego! Ale ewidentnie chcieli, widać było, że mają taki nakaz, żeby znaleźć na mnie cokolwiek! Ale nic takiego nie znaleźli, bo nie mogli! Bo… niczego takiego nie było!!!

Ale oni mieli zlecenie, żeby przetrzymać mnie kilka godzin. Po co? Bo spodziewali się, że zrobię wszystko, żeby za Tobą pojechać od razu! Więc mama nakazała im, żeby mnie przetrzymali, zanim ona dowiezie Cię do innego miejsca… Żebym nie mógł za wami pojechać! Ale nie było niczego, do czego można by było się przyczepić. Więc musieli mnie puścić!

Nie było niczego, za co by mogli mnie zatrzymać! Więc wsadzili mnie na dołek. Po raz pierwszy w życiu. Powiedzieli że niby „na chwilę” bo jak mówili „muszą doczytać” papiery. Liczyli na to, że nie będę wiedział, co zrobić, że odpuszczę i mnie przetrzymają bezkarnie… Ale ja musiałem skontaktować się z sędzią dyżurnym w Londynie, żeby wstrzymał nakaz wywiezienia Cię z Anglii… Zacząłem walić w drzwi i zażądałem telefonu i rozmowy z adwokatem dyżurnym. Przynieśli telefon i usłyszałem w słuchawce jakiegoś gościa. Powiedział, żeby „odpuścić” i że dopiero rano na pewno wszystko się wyjaśni, po czym rozłączył się. Po kilku minutach ponownie zacząłem walić w drzwi. Krzyczałem, że nie mogą mnie tak bezprawnie przetrzymywać, że nie ma żadnego powodu i że natychmiast chcę rozmawiać z sędzią dyżurnym. Po chwili przyszedł znowu gliniarz z telefonem. Usłyszałem znowu tego samego niby-adwokata podstawionego, który powiedział teatralnym głosem, że… „nie mogą mnie teraz wypuścić do wyjaśnienia, bo… jeden z policjantów ma… obrażenia”!

Wtedy już nie wytrzymałem! Zacząłem wrzeszczeć, że to jest pomówienie! Krzyczałem na nich: „W co wy mnie chcecie wrobić?! W pobicie gliniarza?! Nie dam się wrobić w coś takiego! Wiem, kto wam to zlecił! Odpowiecie za to!” Argumentowałem i krzyczałem na przemian. Zagroziłem im skargą, a w Anglii skarga na policjanta to dość poważna sprawa. Bali się tego, tym bardziej, że mieli sporo na sumieniu… Gliniarze naradzili się i otworzyli drzwi. Na górze zaczęli mnie straszyć, że „sędzia rano zdecyduje” co z tym zrobić. Że co? Niech mnie nie rozśmieszają takim straszeniem: gdyby to była prawda, że chcą mnie oskarżyć, to przecież by mnie nie chcieli wypuścić! Przecież doskonale wiedzieli, że nie mogłem nic takiego zrobić, bo byłem skuty od razu i cały czas byli tam wszyscy! Nawet by się nie ośmielili, bo każdy sędzia i przełożony by ich wyśmiał! Więc tylko stałem tam i czekałem…

A wtedy łzy napłynęły mi do oczu i pomyślałem: SYNKU! JESTEM Z CIEBIE DUMNY!

Po chwili ten sam gliniarz, który Cię wyrywał z moich rąk, wiózł mnie radiowozem z powrotem do Hayle do hotelu. Jechałem tym razem już bez skucia, na przednim siedzeniu, bezczelnie z nogami na desce rozdzielczej i pewny siebie, i patrzyłem na przegranego psa z wściekłością… Próbował mnie zagadnąć, ale… był dla mnie jedynie sadystą, który skrzywdził mojego Syna i był mordercą! Rzuciłem mu tylko półgłosem: „Chciałbym i mam nadzieję skurwysynu, że spotka cię to samo…” Podwiózł mnie pod same drzwi naszego pokoju. Powiedzialem „fuck off” na koniec i wysiadłem. Przy domku obok stała para młodych ludzi. Powiedzieli: „O, sierżant Friday!” – „Znacie go?” – spytałem. „Tak, wszyscy go tu znają. Został niedawno zwolniony i przeniesiony za handel narkotykami.” – odpowiedzieli. – „A co się stało?” Opowiedziałem im w skrócie… Wszedłem do domku i popatrzyłem na pustkę… Nie miałem już czym płakać… Adrenalina zrobiła ze mnie wściekłe i silne zwierzę. Usiadłem przy komputerze i zacząłem szukać w internecie sędziego dyżurnego…

Gdy tylko się rozwidniło, zacząłem pakować wszystko. Na stole była jeszcze Twoja kolacja… kiełbaska, chleb i papryka… Potem wziąłem torby, przeszedłem przez pustą recepcję i położyłem klucz na ladzie. Poszedłem na stację w Hayle i wsiadłem do pociągu do Plymouth. Ktoś popatrzył na mnie i dał mi miejsce. Przespałem całą drogę. Nawet nie pytaj, co czułem jak wszedłem do naszego domu. Pustego. Bez Ciebie. Na łóżku leżały twoje pluszaki…

A potem zaczął się ból… Niewyobrażalny, miażdżący wszystko ból.

I rozpoczęła się walka o Ciebie, która trwa…

Kocham Cię, jak serce!

Synku! 

Zadzwoń!

Napisz!

Odezwij się!

UWAGA!

Jeśli ktokolwiek ma taką możliwość, to proszę o przekazanie linka do tych wspomnień i artykułów albo wiadomo-komu, albo najlepiej od razu Armisiowi!

Dziękuję!

Jeśli ktokolwiek chciałby wesprzeć mnie w tej walce

albo chciałby pomóc mi przetrwać lub po prostu

postawić mi kawę,

może mnie wesprzeć tutaj:

lub przez PayPal:

DZIĘKUJĘ!